Szósty dzień Bruno Schulz. Festiwal miał czterech bohaterów: Stanisława Barańczaka, którego twórczość omawiano na sesji naukowej, Emila Ciorana i Henryka Krzeczkowskiego, o których mówiono na panelach dyskusyjnych, oraz Varujana Vosganiana – laureata nagrody Angelus 2016.
Ostatniego już dnia sesji naukowej „Nieoznaczoności Barańczaka” skupiono się na twórczości translatorskiej poety – mówili o niej między innymi Magdalena Heydel (o racjonalności przekładowej) i Maciej Skrzypecki (o tłumaczeniach poezji absurdalnej).
Dziś odbyły się także ostatnie dyskusje w Ossolineum. Najpierw o Emilu Cioranie mówili jego polscy tłumacze: Ireneusz Kania i Marek Bieńczyk oraz francuski cioranolog Nicolas Cavaillès, którego tłumaczką była Małgorzata Sakwerda. Opowieść o rumuńskim filozofie i eseiście rozpoczęła się od analizy najważniejszego punktu zwrotnego jego życia: przeprowadzki z Rumunii do Francji i zmiany języka, w którym tworzył. Urodzony w 1911 roku, Cioran wiódł typowe życie inteligenckiego dziecka: uczył się w liceum, później studiował filozofię w Bukareszcie i Berlinie, wreszcie wyjechał do Paryża, by tu zrobić doktorat (ale zamiast to robić, jeździł na rowerze – co zresztą jego profesorowie uznali za świetny sposób studiowania filozofii). W Paryżu został już na stałe. W jego życiu prywatnym działo się niewiele (warto tylko wspomnieć, że do czterdziestego roku życia studiował na Sorbonie – a robiłby to zapewne dłużej, gdyby nie zmiana przepisów na uczelni); najważniejsza była twórczość.
Rumuńska twórczość Ciorana jest pełna namiętności, gwałtowna, „rozpasana” językowo – czytając wczesne jego teksty, czujemy, że autora przepełniała wściekłość. Filozof zerwał i z językiem, i z dotychczasową formułą pod koniec lat trzydziestych. Od 1949 roku pisał wyłącznie po francusku. I niejako narodził się na nowo: zmiana języka oznaczała też przemianę jego samego jako osobowości na różnych płaszczyznach. Inny język otwierał przed nim inny świat, zmuszał do formułowana myśli w inny sposób. Oznaczał także zwrot w stronę melancholii. Emil Cioran pozostawał człowiekiem „wielkiej odmowy”, odrzucającym kondycję ludzką jako taką, świat i jego uwarunkowania. Właśnie ta negacja i „myślenie wbrew sobie”, a także swego rodzaju „nieuchwytność” Ciorana przyciągnęły do niego uczestników dzisiejszej dyskusji.
Nieuchwytną postacią jest także Henryk Krzeczkowski, bohater panelu dyskusyjnego o enigmatycznym tytule „W poszukiwaniu Henryka”, w którym wzięli udział pisarz i krytyk Wojciech Karpiński, historyk literatury i edytor Andrzej Stanisław Kowalczyk oraz historyk literatury i kultury Paweł Rodak. A kim był Henryk Krzeczkowski? To jedna z najważniejszych postaci w polskiej humanistyce, jeden z ludzi pracujących na wielką historię Polski lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. A mimo to pozostaje niemal zapomniany. Po części z pewnością dlatego, że zasłaniał własną przeszłość, dawał coraz to nowe jej interpretacje, realizował scenariusz „życia w ukryciu”. Co wiadomo o nim na pewno, to fakt, że urodził się w rodzinie żydowskiej jako Herman Gerner, lata wojny spędził w ZSRR (gdzie zresztą ożenił się z matką Anny German), później pracował w komunistycznym wywiadzie. Kiedy pod koniec lat pięćdziesiątych XX wieku odszedł z armii, poświęcił się literaturze: eseistyce i tłumaczeniom (bo choć nie ukończył żadnych studiów, doskonale znał kilka języków). I został autorytetem wielu warszawskich intelektualistów.
Pretekstem do spotkania stała się wydana w tym roku książka Wojciecha Karpińskiego „Henryk”. Jej autor przez trzydzieści lat próbował zrozumieć tytułowego bohatera. Człowieka, który pisał mało, ale inspirował innych, wydobywał z nich to, co w nich tkwiło – przede wszystkim rozmową. Efekt tych prób poznania i zrozumienia stanowi właśnie książka „Henryk”, będąca poszukiwaniem, odtwarzaniem i modyfikowaniem dziennika Krzeczkowskiego, odnalezionego po jego śmierci. Dziennika zupełnie innego od wszystkich znanych, jego autor nie pisał bowiem o przeżyciach zewnętrznych; dziennik stanowi dokument wewnętrznych rozterek, problemów z tożsamością. Nie jest zwyczajnym zapisem życia – to jego część. I być może właśnie lektura dziennika, za pośrednictwem książki Wojciecha Karpińskiego, pozwoli nam nieco zbliżyć się do postaci Henryka Krzeczkowskiego.
A wieczorem na uroczystej gali poznaliśmy laureata nagrody Angelus, przyznawanej w dziedzinie twórczości prozatorskiej tłumaczonej na język polski. Ogłoszenie wyników poprzedził spektakl słowno-muzyczny w reżyserii Tomasza Mana z udziałem aktorów teatru muzycznego Capitol, przygotowany na podstawie fragmentów nominowanych książek. Podwójnym zwycięzcą okazał się rumuński pisarz ormiańskiego pochodzenia Varujan Vosganian. Najpierw odebrał za „Księgę szeptów” Nagrodę im. Natalii Gorbaniewskiej, przyznawaną już po raz trzeci w plebiscycie czytelników. A chwilę później okazało się, że Angelus 2016 również trafia w jego ręce. W podziękowaniu Varujan Vosganian mówił, że ludzkość nie uleczy się przez politykę czy historię, a przez kulturę, będącą hołdem dla ludzkości i jedynym narzędziem, które zwycięża bez pokonanych. Nagroda dla tłumacza trafiła w ręce Joanny Kornaś-Warwas, która przełożyła „Księgę szeptów”.
Ewa Dąbrowska
fot. Max Pflegel Max frames / Wydawnictwo EMG