Trzeci dzień Bruno Schulz. Festiwal minął w mgnieniu oka. Piątek trzynastego będzie od dzisiaj kojarzył się tylko z Wojciechem Waglewskim. Muzyk najpierw odpowiedział na wszystkie pytania Wojciecha Bonowicza do wywiadu rzeki „Wagiel. Jeszcze wszystko będzie możliwe”, później na te same (i wszystkie inne) na spotkaniu w ramach projektu „Literatura pod napięciem”. Potem zagrał w duecie z Bartkiem Łęczyckim. I to wszystko w ciągu trzech godzin w klubie Proza!
Już od początku wiedzieliśmy, że nie będzie to zwykłe spotkanie autorskie. Staliśmy się świadkami występu formacji Bonowicz & Waglewski, której przyjaźń literacko-muzyczna doprowadziła nas do najskrytszych sekretów Wagla oraz do bólu mięśnia „śmiechowego”.
Panowie spotkali się dwanaście lat temu, Wojciech Bonowicz miał w planie wydanie książki rok później. Życie to zweryfikowało i wywiad rzeka pojawił się na półkach księgarń w dopiero 2017 roku. Wojciech Waglewski na cierpliwość nie mógł sobie pozwolić, bo jak sam powiedział: „Mogłem już wtedy umrzeć”. Panie Wojtku, dziękujemy, że pan tego nie zrobił!
Waglewski opowiedział o tym, co we Wrocławskim Domu Literatury jest najważniejsze – o książkach. Ostatnio zainteresowała go twórczość Szczepana Twardocha, ale przy okazji wrócił do klasyki, do „Mistrza i Małgorzaty”. Co ciekawe, uczestnikom spotkania przyznał się, że czytał Bułhakowa z wypiekami. Przez cały czas muzyka przeplatała się w jego życiu z literaturą. Idealnym łącznikiem okazała się postać Patti Smith, której najnowsza książka „Devotion (Why I Write)” pokazała, że piosenkarka i pisarka jest bratnią duszą Wojciecha Waglewskiego. Tak jak Patti napisała tekst, by mieć co czytać w samolocie, tak Wojtek nagrywa płyty, by mieć czego słuchać w domu.
Wojciech Bonowicz zadał też najtrudniejsze pytanie, jakie można zadać artyście: co go inspiruje. Wojciech Waglewski w swoim niepowtarzalnym stylu odpowiedział, że… pieniądze. Po chwili wiedzieliśmy jednak, że inspiruje go wszystko, najczęściej wszelkie spotkania.
Muzyk przedstawił też manifest antycelebryty. Chroni własną prywatność – w książce „Wagiel. Jeszcze wszystko będzie możliwe” uchylił jedynie rąbka tajemnicy – by być przeciwko wyznaniu popkultury, która interesuje się bardziej tym, co dzieje się z artystą, niż tym, co on jej daje. Antycelebryta to prawdziwy artysta, którego życie możemy sobie wyobrazić, przeczytawszy wywiad Wojciecha Bonowicza.
Można stwierdzić, że (już tradycyjnie, bo drugi raz) goście Bruno Schulz. Festiwal próbowali od nowa zdefiniować współczesny patriotyzm. Wojciech Bonowicz zaproponował pojęcie „patriotyzmu estetycznego”, którego wyznawcą mógłby być Wojciech Waglewski: trzeba tworzyć piękne rzeczy, bo to właśnie kultura zostawia najlepszy twory.
Na pytanie, czy wywiad rzekę przeczytała rodzina, Waglewski odpowiedział zaś: „Żona odpadła po pierwszym rozdziale, jedna synowa i dentystka przeczytały. Mama nie czytała, ale pochwaliła, bo miała dobrą recenzję w «Gościu Niedzielnym»”.
Wieczór zakończył koncert Wojciecha Waglewskiego (gitara, wokal) i Bartka Łęczyckiego (harmonijka). Po ponad dwóch latach muzycy ponownie spotkali się na scenie. „Dziób pingwina”, który zagrali jako pierwszy, zabrał wszystkich słuchaczy w bluesowy świat. W trakcie koncertu Waglewski odpowiedział też na pytanie publiczności ze spotkania autorskiego: „Jeśli chodzi o Dylana, to nie wiem czemu nie chciał odebrać tego Nobla”. Wszystko zlało się w całość, literatura z muzyką, muzyka z literaturą. To jest właśnie Bruno Schulz. Festiwal, to właśnie kultura.
Maja Szyma
fot. Max Pflegel