Relacja z drugiego dnia Bruno Schulz. Festiwal 2018

Tegoroczny Bruno Schulz. Festiwal odbywa się w cieniu (a może raczej: w świetle?) biografii. Drugi dzień festiwalu poświęcono więc w dużej części właśnie temu gatunkowi.

Dzień rozpoczęły tradycyjne już „Lekcje pod Klepsydrą”, skierowane do młodzieży z wrocławskiego liceum nr VII. Urszula Glensk opowiadała o reportażu, czyli literaturze między słowem i faktem, zaś Adam Poprawa – o literaturze jako zabawie.

1
Po południu spotkaliśmy się natomiast w Klubie Proza, by posłuchać o biografii patrona festiwalu, Brunona Schulza. Na temat książki, która (miejmy nadzieję, że jeszcze) nie powstała, rozmawiali prof. Jerzy Jarzębski i prof. Stanisław Rosiek. Moderatorem dyskusji – w zastępstwie za chorego prof. Stanisława Beresia – był Irek Grin. I choć odgrażał się, że po tym, jak trzydzieści lat wcześniej profesor Jarzębski odpytywał go na studiach z Schulza, teraz nadszedł czas na zemstę, pozostał przy roli „medium”: przekazywał rozmówcom pytania prof. Beresia, ten był więc obecny na spotkaniu duchem i literą.

2
I mimo że mowa miała być o Schulzu, jego nazwisko pojawiło się dopiero w drugiej połowie rozmowy. Wcześniej interlokutorzy skupili się na biografii jako takiej. Jaką drogę przeszedł ten gatunek przez lata? Z pewnością biografie są coraz rozleglejsze; w XIX wieku pytanie o autora pojawiało się w tle jego twórczości, współcześnie zaś biografowie często nie zajmują się tym, co intrygujące, ważne, nowatorskie w dziele, zamiast tego stawiają na fakty i fakciki biograficzne. Czy więc biograf to „misjonarz w burdelu”, cytując Stanisława Beresia? Czy pisanie biografii staje się dziś szukaniem skandalu? Czy mamy do czynienia z celebrytyzacją tego gatunku? Odpowiedzi nie napawają optymizmem.

3
Każda biografia jest prowizoryczna, tymczasowa, zawsze pisana tu i teraz – życie jest wszak sekwencją zdarzeń, których rangi czasami nie pojmujemy, nigdy też nie mamy pewności, czy nie wyjdzie na jaw jakiś nowy fakt, który zburzy dotychczasowe koncepcje. Przed biografem stoją zaś dwa piekła: nadmiaru świadectw i ich nieobecności. W przypadku Schulza owych świadectw o jego życiu jest zaledwie 240, a szanse, że będzie ich więcej, maleją z każdym dniem. Autor „Sklepów cynamonowych” żył, jak skrupulatnie wyliczyła jedna ze studentek profesora Rośka, 16724 dni. Wiemy coś zaledwie o kilkuset spośród tych dni, pole naszej niewiedzy jest zatem olbrzymie. Pewną próbę opisu życia patrona festiwalu podjęła wprawdzie Agata Tuszyńska w książce „Narzeczona Schulza”, jednak – jak zgodnie przyznali uczestnicy spotkania – jest to próba powieściowa, nie biograficzna; książka składa się raczej z psychologicznych domysłów niż faktów. Profesor Rosiek zaś przyznał, że w skrytości ducha marzy o tym, by obszerną biografię Schulza napisał profesor Jarzębski. I obiecał, że jeśli takowa powstanie, sam napisze swoją jej wersję!

4
Drugie środowe spotkanie pokazało, jak szeroko idzie Bruno Schulz. Festiwal po polu biografii. Jego bohaterem był bowiem Will Eisner, prekursor komiksu prasowego i powieści graficznej, ale także autor książki, która stała się fundamentem anglosaskich badań o komiksie (tuż obok „Understanding comics” Scotta McClouda). O twórczości amerykańskiego rysownika opowiadali Michał Traczyk, Wojciech Birek i Artur Wabik, również badacze i (okazjonalnie) twórcy komiksu. Rozmówcy nie potrafili – ale też wcale nie chcieli! – ukryć swoich zachwytów nad twórczością Willa Eisnera. I choć zaczęli od aspektu badawczego i ogólnych uwag, szybko przeszli do punktowania tego, co zachwyciło ich w jego twórczości. Bogaty, nowatorski styl opowieści obrazkowej, operowanie czernią, budowanie zagadek na tym, czego nie widać, niezwykłe instrumentarium chwytów metatekstowych – to tylko niektóre zalety dzieł Eisnera. Był on bowiem twórcą, który (choć jego „Spirit” pojawił się w tym samym roku co „Batman” i „Superman”) od początku odcinał się od superbohaterów. Chciał kreować komiksy poważne, ambitne, poruszające tematykę społeczno-obyczajową; wiedział więc, że tworzy dla nieco innej publiki niż przeciętni odbiorcy komiksu.

5
Will Eisner był przy tym piewcą Nowego Jorku. To miasto z jego detalami, rytmem, odgłosami i zapachami jest naczelnym bohaterem dzieł tego autora. Ono – i ludzie w nim żyjący, z ich dramatami, marzeniami, namiętnościami… Ludzie z kart powieści graficznych Eisnera, często zresztą inspirowani prawdziwymi osobami z otoczenia autora, żyją w czasach recesji, w biedzie, i nieustannie mają nadzieję na lepsze. Nawet łyżka dziegciu (fakt, że narracja jest nieco archaiczna, a niektóre historyjki trochę się zestarzały), którą rozmówcy spotkania dołożyli do tej beczki miodu, nie zmieniła wniosku płynącego ze spotkania. Tak jak poprzednie skończyło się zachętą do napisania (biografii Schulza), tak z tego wyszliśmy z olbrzymią chęcią przeczytania i obejrzenia (powieści graficznych Eisnera).

6
Ostatnie wydarzenie dnia: rozmowa Michała Nogasia z litewską pisarką Kristiną Sabaliauskaitė – która była gościem festiwalu w ramach cyklu „Literatura pod napięciem” (organizowanego przez Wrocławski Dom Literatury i sponsorowanego przez Tauron Energia) – stała się swoistą podróżą w czasie i przestrzeni. Autorka z taką samą lekkością, z jaką pisze swoje książki, opowiadała o bohaterze swojej sagi: Wilnie sprzed kilku wieków. O początkach myśli medycznej, o dżumie, o historii, o prawach… Ale przede wszystkim o ludziach. Mikrohistorie (kobiet, dzieci, przedstawicieli mniejszości), które autorka przedstawia na kartach „Silva Rerum”, udowadniają, że niewiele się zmieniło od tamtych czasów, jeśli chodzi o popełniane grzechy i zbrodnie, ale też przyjaźnie i namiętności.

8
Wartą odnotowania ciekawostką jest fakt, że Litwa przez długie lata nie miała swojej powieści historycznej. Pierwszy litewski (ale napisany w języku francuskim) przykład tego gatunku powstał w roku 1820; przełom XIX i XX wieku przyniósł kolejne próby, ale ówczesna powieść historyczna okazała się zbyt zaangażowana ideologicznie i zbyt słaba literacko. Tymczasem Kristina Sabaliauskaitė (przypomnijmy: z wykształcenia historyk sztuki) chciała stworzyć współczesną powieść historyczną: napisaną przystępnym językiem, dostępną dla wszystkich, ale jednocześnie nie tandetną – taką, w której odnajdzie się i laik, i znawca tematu. O tym, że udało jej się osiągnąć cel, świadczy zarówno popularność sagi wśród czytelników (po Wilnie organizowane są wycieczki śladami jej powieści), jak i pozytywny odbiór krytyków (autorka została niedawno nominowana do Narodowej Nagrody Literackiej – litewskiego odpowiednika Nike).

7
Podczas spotkania nie zabrakło oczywiście anegdot – i zabawnych, jak ta o trudnościach w tłumaczeniu z litewskiego na polski (kiedy redaktor zarzucił autorce, że jedno słowo powtarza się sześć razy w jednym zdaniu – tyle że to zdanie liczy sobie, bagatela, pięćdziesiąt dwa wiersze!), i gorzkich (wiedzieliście, że na Litwie istnieje komisja językowa, które może nakładać kary na wydawcę, jeśli pisarz używa słów, których owa komisja nie uznaje za „dobre” czy „poprawne”?). Mamy więc nadzieję, że druga wizyta Kristiny Sabaliauskaitė na Bruno Schulz. Festiwal (pierwsza część sagi „Silva Rerum” była bowiem nominowana do Nagrody Angelus) nie była ostatnią!

Ewa Dąbrowska

fot. Max Pflegel