Relacje z Bruno Schulz. Festiwal – dzień szósty

Nieodzownym elementem tożsamości jest pamięć. Jak bardzo powinna być istotna dla Polaków, szczególnie w dzisiejszych czasach, dowiedzieliśmy się w trakcie szóstego dnia Bruno Schulz. Festiwal. Podczas spotkania „Odkrywanie i zakrywanie żydowskiego losu” w ramach Salonu Angelusa gościliśmy Monikę Sznajderman (autorkę książki „Fałszerze pieprzu”) oraz Mikołaja Grynberga (autora „Rejwachu”). Spotkanie poprowadził Jacek Leociak. 

„Drugi turnus” – cytując dyrektora festiwalu, Irka Grina – rozpoczęliśmy trudną rozmową. Trudną, bo my jako Polacy mamy problem, w jaki sposób dyskutować o Zagładzie i pamięci o niej. „Dream team”, czyli Jacek Leociak, Monika Sznajderman i Mikołaj Grynberg, postanowili się z tym zmierzyć. Prowadzący rozpoczął od… anegdoty. Usłyszał bowiem, że pierwszym etapem rekrutacji na funkcję edukatora w Miejscu Pamięci i Muzeum Auschwitz-Birkenau jest wywiad, podczas którego przyszły pracodawca pyta o to, jakiej nacji była większość ofiar obozu koncentracyjnego. Od pewnej kobiety usłyszał: „Chyba Żydów”. Skąd się tam wzięli? „Z Izraela”. Ten smutny przykład, pokazujący ogólny stan obecnych relacji między Polakami a Żydami, stał się punktem wyjścia do dyskusji.

6-2

Pierwszym pytaniem skierowanym do autorów było to, jaką strategię obrali, pisząc książkę. Monika Sznajderman chciała pokazać równoległe życia swoich przodków polskich i żydowskich; często zestawiała to, co robili jedni, gdy drudzy umierali. Część narracji to wyobrażenia autorki, będące jedyną fabularyzacją w tekście – to bardzo odważne posunięcie, gdyż są one dopełnieniem dokumentu. „Fałszerze pieprzu” to bardzo osobista książka w formie listu, w którym bliskość łączy się z krytycyzmem, a historia z teraźniejszością. Tytuł jest symboliczny. W jednej z gazet żydowskich wydawanych przez Niemców w trakcie okupacji autorka odnalazła propagandowy tekst przestrzegający przed fałszerzami pieprzu właśnie. Według nazistów była to wtedy – tuż przed likwidacją getta warszawskiego w 1942 roku! – jedna z najistotniejszych spraw.

Mikołaj Grynberg obrał zaś strategię prawdy. „Rejwach” nie jest dokumentem, tak jak „Oskarżam Auschwitz”, ale obie książki mają wspólny kontekst. Pytania po wcześniejszej publikacji, które pojawiały się w rozmowach, mailach, wspomnieniach, po półtora roku zamieniły się w krótkie opowiadania. „Rejwach” powstał w reakcji na ciągłe stwierdzenia opinii publicznej: po co mówić o wojnie, skoro minęło już tyle lat. To kontynuacja pamięci, ucieczka od strachu, którego w Polsce jest niebezpiecznie dużo. Nie dziwi więc, że dla Jacka Leociaka czytanie „Rejwachu” było jak ołów na języku.

6-4

Dalszą część spotkania zajęła dyskusja na temat tego, jak to jest być Żydem w Polsce. Monika Sznajderman od początku wiedziała, że jest Żydówką, ale o Zagładzie nie wiedziała nic – rodzina chciała ją w ten sposób chronić. Czuła więc, że sama musi dojść do wiedzy na temat własnej tożsamości. Bała się jednak pytać i rozmawiać na ten temat z najbliższymi, którzy wyparli wszystko z pamięci. Dlatego jej książka powstała stosunkowo późno – autorka musiała do niej dojrzeć. A „żydostwo” w pełni dopadło ją całkiem niedawno, bo kiedy jej ojciec miał dostać odznaczenie od warszawskiego ratusza. Zapytał wtedy, czy nie ma nic przeciwko, bo w prasie pojawią się informacje na ten temat i ludzie skojarzą, że ona również jest Żydówką. Monika Sznajderman zdała sobie wtedy sprawę, że nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiała, a ojciec wciąż chce ją chronić.

Mikołaja Grynberga słowo na „Ż” dopadło, kiedy wszystkie dzieci w klasie szły do Pierwszej Komunii Świętej. Jako jedyny nie uczestniczył w ceremonii. Rezultat? Przemoc ze strony kolegów.

6-3

Dla Jacka Leociaka to szalenie aktualne książki, książki o nas żyjących tu i teraz, mające walor ocalający. W „Rejwachu” pamięć jest brzemieniem, wzbudza strach. Dla autorki „Fałszerzy piepirzu” bez pamięci jesteśmy niczym, jest ona czymś fundamentalnym. Właśnie dlatego autorzy wierzą w swoje książki. Chcą, by Holocaust stał się znów słyszalny, by wzbudzał grozę, a nie był metaforyzowany. Tworzą, bo wciąż siedzi w nich coś, co każe podejmować ten temat. I za to dziękujemy.

Domyślacie się więc, która książka jest według Jacka Leociaka jasna, a która ciemna? O jasnej usłyszycie jeszcze w piątek, na spotkaniu „Salon Angelusa – Kawiarnia Europa”, gdzie Monika Sznajderman pojawi się wraz z innymi nominowanymi do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus.

Maja Szyma

fot. Max Pflegel

 

Więcej zdjęć z szóstego dnia festiwalu

Program Bruno Schulz. Festiwal