Relacja z siódmego dnia Bruno Schulz. Festiwal 2019

Podczas ósmej edycji Bruno Schulz. Festiwal odmieniamy słowo „elity” przez wszystkie przypadki, a sam temat oglądamy ze wszystkich stron. Nie inaczej było w festiwalową sobotę, kiedy skupiliśmy się na politycznej odsłonie elit – nie tylko polskich.

Rozważając pojęcie „elita”, nie da się uniknąć dyskusji okołopolitycznej. Taką właśnie było spotkanie z politykiem Janem Lityńskim i politologiem Antonim Dudkiem, poprowadzone przez Witolda Beresia – człowieka, który nie tylko komentuje życie polityczne, lecz także w nim współuczestniczy. Zestaw gości gwarantował żywą dyskusję: w Prozie zdecydowanie można było poczuć atmosferę debaty politycznej, równie gorącej jak te telewizyjne, ale zdecydowanie bardziej wyważonej i kulturalnej.

Nawet gdybyśmy nie chcieli rozmawiać o polityce, w kontekście elit nie da się tego obecnie uniknąć – to temat wiszący w powietrzu od dawna, tym bardziej aktualny, że na początku października Jarosław Kaczyński zapowiedział likwidację starych elit i powstanie nowych. Nie jest to oczywiście nowy pomysł; to już trzecia próba wymiany elit w powojennej Polsce (poprzednie odbyły się w latach 1945–1949 i 1968). Ale czym w ogóle jest elita? Rozmówcy zgodzili się, że to jakaś część społeczności, mniejszość, przez większość uważana za lepszą, o silniejszym autorytecie w jakimś obszarze. Najbardziej znana jest właśnie elita polityczna (choć oczywiście nie każdy polityk do niej należy), ale elity istnieją także w gospodarce i ekonomii. I szybko się zmieniają – jest to, rzecz jasna, ściśle związane z pieniędzmi. W sferze kultury brak natomiast tego wymiernego czynnika, dlatego elity kulturalne trudniej jest określić.

Ale kiedyś elity były oczywiste, dzisiaj nie są. Czy więc pojęcie to ma znaczenie we współczesnym świecie? Historia uczy nas, że próby stworzenia społeczności równych kończą się katastrofą i prowadzą do wyłonienia jeszcze mocniejszej grupy trzymającej władzę, dlatego sprzeciwianie się istnieniu elit nie ma sensu. Jednak podstawowy błąd w tej kwestii (popełniony między innymi w Polsce po roku 1989) polega nie na tym, że nie kreuje się nowej elity, lecz na tym, że nie tworzy się warunków, w których nowi ludzie mogliby się do tych elit włączyć. Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się jednak stworzyć swoją elitę polityczną, która bardzo sprawnie odwołuje się do ludzkich odczuć i nadziei – stąd taki, a nie inny wynik wyborów. Ale na koniec powtórzmy apel za Witoldem Beresiem, odnoszącym prawo Pareto do polskiej polityki: musimy doprowadzić w Polsce do sytuacji, w której dwadzieścia procent obywateli nie będzie decydować o życiu pozostałych osiemdziesięciu procent. I drogą do tego jest dialog.

Wiejskie, miejskie, udawane czy prawdziwe – polskie elity są najważniejsze. Ale jest też coś poza Polską. Dlatego o elitach na Ukrainie, Litwie i Białorusi rozmawiali (po polsku) Jurij Andruchowycz, Andrej Chadanowicz i Laurynas Vaičiūnas. Przynajmniej w założeniu, szybko bowiem z rozmowy o elitach zrobiła się rozmowa przedstawicieli elit (w polskim rozumieniu słowa) o polityce w ich krajach.

„Rewitalizacja elit”, „nowe elity”, „wymiana elit” – jak zwrócił uwagę prowadzący spotkanie Irek Grin, te hasła ostatnimi czasy rozbrzmiewają w Polsce bardzo głośno. Czy w krajach sąsiedzkich również? Jak po 1989 roku kształtowały się tam elity, czy w ogóle się kształtowały, jak się o nich mówi teraz? I jakie są semantyczne skojarzenia ze słowem „elita” w ich językach? Wszyscy goście pochodzą z przestrzeni podległej Związkowi Radzieckiemu, gdzie termin ten przez dłuższy czas był używany głównie w rolnictwie (na przykład we frazie „elita buraków”). W dyskusji ukraińskiej słowo pojawiło się w innym kontekście dopiero po odzyskaniu niepodległości w latach dziewięćdziesiątych i sprowokowała to Polska właśnie, gdzie wtedy dyskutowało się o elitach i ich roli. Teraz najczęściej używa się tego terminu w odniesieniu nie do klasy politycznej, ale do ludzi najbardziej wpływowych. Z kolei na Białorusi jest jedna osoba „nadelitarna”, a elitami są lojalni wobec niej biznesmeni (grający w hokej, podkreślmy). W sferze językowej istotne jest natomiast rozróżnienie „elitarny” i „elitny”, przy czym elitarnego – na przykład kina czy książek – jest coraz mniej, elitnego – inaczej luksusowego, drogiego, czyli takiego, na jakie nie stać miłośników elitarnego kina czy książek – coraz więcej. Litwa na tym tle wypada raczej nudnawo: co do zasady Litwini rozumieją elitę jako gospodarczą i nawet pod względem finansowym jest ona skromna.

Polska, Ukraina i Litwa są już po wyborach, na Białorusi odbędą się one lada chwila. Jurij Andruchowycz postrzega taki, a nie inny wynik wyborów w jego kraju jako rezultat znudzenia i porównuje obecną sytuację na Ukrainie do pijaństwa – alkohol już się skończył, teraz trzeba czekać na kaca, o wytrzeźwieniu jeszcze nawet nie ma mowy. Andrej Chadanowicz przełamał poważną atmosferę, nazywając prezydenta Łukaszenkę niezłym poetą surrealistycznym (a Lecha Wałęsę przedstawicielem polskiej szkoły poezji surrealistycznej), zaś Laurynas Vaičiūnas wniósł powiew optymizmu – choć partia rządząca Litwą ma mocne skłonności neopogańskie i wprowadziła sprzedaż alkoholu w określonych godzinach, nudne wybory prezydenckie prowadzone bardzo stonowanym językiem są właściwie godne pozazdroszczenia. Był więc śmiech, dużo śmiechu. Przez łzy.

Wieczorem przenieśliśmy się do Teatru Muzycznego Capitol, gdzie po raz czternasty wręczono Literacką Nagrodę Europy Środkowej Angelus. Zanim ogłoszono wyniki, mogliśmy obejrzeć inscenizację fragmentów powieści w wykonaniu aktorów teatru, a także wysłuchać przemówienia prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka, który odwołał się do słów Olgi Tokarczuk o Wrocławiu, odbudowanym z miłości przez Polaków przybywających z różnych stron Polski. I teraz wszyscy powinniśmy budować Polskę, czyniąc walor z różnorodności.

Nagrodę czytelników imienia Natalii Gorbaniewskiej, przyznawaną przez czytelników w głosowaniu internetowym, otrzymał ukraiński pisarz Jurij Wynnyczuk za „Tango śmierci” (przekład: Bohdan Zadura). Nagroda główna trafiła natomiast w ręce bułgarskiego pisarza Georgiego Gospodinowa za powieść „Fizyka smutku”. Autor w podziękowaniu podkreślił, że pisanie o smutku jest trudne, ale ważne – bo jeśli literatura może coś robić, to właśnie rozwijać empatię. Pisarz otrzymał statuetkę Angelusa oraz nagrodę pieniężną w wysokości 150 tysięcy złotych, zaś nagroda dla tłumacza w wysokości 20 tysięcy złotych trafiła do Magdaleny Pytlak, która przełożyła „Fizykę smutku”.

Ewa Dąbrowska

fot. Max Pflegel